środa, 15 listopada 2017

Na zachodzie bez zmian

Po 11 listopada jeszcze bardziej klaryfikuje się pozycja Polski w Europie. Mianowicie jest takim etatowym słowiańskim dzikusem służącym do straszenia własnych wyborców – „ Zobaczcie jak nie zagłosujecie na nas, to będziemy mieli drugą Polskę!”. Wiadomo, dajemy temu liczne powody takie jak:

  • ·        Brak pałowania przez policję w lokalach wyborczych jak w Katalonii;
  • ·        Brak próby przewrotu wojskowego jak w Turcji;
  • ·        Brak we własnej historii ludobójczej polityki kolonialnej jak w Anglii, Francji, Włoszech,          Hiszpanii, Portugalii, Belgii czy Niemczech;
  • ·        Brak rewolucyjnych odkryć w dziedzinie „ Eksterminacja narodu Żydowskiego” jak w              Niemczech, Austrii czy na Węgrzech;
  • ·        Brak takiego miłego Trumpa jako prezydenta, a już sami wiecie gdzie, więc skrócę i nie            napiszę. W sumie to nie wyszedł skrót, ale jego przeciwieństwo. Cóż, mam nielimitowane         klawisze w klawiaturze, to mogę sobie pozwolić.

Nie mówię, że jest u nas kolorowo. Nie jest, ale to nasza wewnętrzna sprawa i nie możemy przejmować się głosami zewnątrz, one nie podpowiedzą co zrobić. One jedynie potępią, by odwracać uwagę swoich obywateli od swoich własnych problemów i uzasadniać swoją niespójną politykę emigracyjną. Oświadczanie, że to wstyd i faszyzm jest zły, też do niczego nie zaprowadzi ( a już na pewno nie do przełomowego odkrycia). Trzeba raczej poznać z czego rodzi się ten ruch i przekonania. Historia podpowiada, że ze strachu przed obcym, brakiem zrozumienia czy niestabilnej sytuacji ekonomicznej osobistej jak i ogólnokrajowej. I je eliminować, naprawiać. Chociaż po co, jeśli można wytykać Polskę palcem i czuć się jak element światłego zachodu. Prawda?

P.S

Proponuje też zaprzestanie posypywania głowy popiołem w kwestii żydowskiej. Fakt było getto ławkowe, było Jedwabne, był 1968. Ale w przeciwieństwie do Niemców i Austriaków którzy mieli instytucje państwowe zajmujące się eksterminacją żydowską, my mieliśmy państwowe instytucje zajmujące się ratowaniem Żydów. Nie wspominając już o inicjatywach kościelnych czy całkowicie prywatnych. Więc nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy rasistami czy antysemitami. Rasistami są zachodnie państwa, które tylko dla niepoznaki swój środek ciężkości ksenofobicznych ciągot z ludów afrykańskich przerzuciły na ludy słowiańskie.

czwartek, 2 listopada 2017

Hałozaduch

Dziś będzie o zgrzycie nowego z tradycją. Halloween a Zaduszki. Złe skomercjalizowane święto przeciwko odwiecznej tradycji. Naprawdę nie rozumiem dlaczego to nie może współistnieć i być obchodzone według potrzeb. Bo Halloween jest dla ludzi pragnących zabawy, a Zaduszki zadumy i tułania się po cmentarzach. Czyli jesteś młody drążysz dynię i zapijasz się podrabianym mohito, albo jesteś starszy i konkurujesz o tytuł króla zniczy na lokalnym cmentarzu. Taki uproszczony podział.

Z takiego nie uproszczonego podziału, to człowiek woli święto, które dopasowuje się do niego, nie odwrotnie. Dlatego też amerykańskie święto zdobywa coraz większą popularność, bo płacisz to wymagasz. To robi kolosalną różnicę, bo nikt od Ciebie nie wymaga udawanej powagi i marznięcia na cmentarzu, gdzie straszy betonowymi słupkami, zestawem głośnomówiącym proboszcza i deszczem.Tylko spotykasz się ze znajomymi w przebraniach i próbujesz być jak bohaterowie z Netflixa. Dodatkowo jak Ci się nie chce, to zostajesz w domu i tyle. Słodka komercha, ale co w tym złego?

Żeby nie było oprócz zwolenników tradycji chrześcijańskiej, są też ludzie którzy gardzą amerykańskim świętem, bo kiedyś tysiąc lat temu obchodzono inny obrządek.  Naprawdę nie mam nic przeciwko, żeby ktoś sobie obchodził starosłowiańskie święto, ale zazwyczaj ma to pokrętną logikę. Typu: 

„ nie obchodzę żadnego święta. Przychodzi moda na amerykańskie święto. Googluje sobie obrządek z wczesnego neolitu, polegający na robieniu naszyjników z ususzonego bawolego łajna, mazaniu krwią wrogów po ścianach jaskiń i jedzeniu suszonego pterodaktyla. Czemu? Bo na pohybel komercjalizacji mości Panie!

 Mówię tu oczywiście Dziadach, których elementy przetrwały w obchodzeniu Zaduszek. Więc obchodząc Dziady w formie pogańskiej de facto olewa się fakt, że ten obrządek po prostu ewoluował. Czy tylko mi się wydaję, że to jest troszkę na siłę?


Prawda jest taka, że globalizacja  nie tylko nas dotyka, my jesteśmy już jej częścią. Więc nie ma innego wyjścia jak przeboleć to, że stare obrządki zastępujemy nowymi, tak jak to było 1000 lat temu, gdy chrześcijaństwo wypierało pogaństwo. Bo taki był wymóg czasu, bo z tym szły korzyści kulturowe i ekonomiczne. Dodatkowo nie wińmy młodych, że nie chcą uczestniczyć w systemie świąt katolickich, które nie idą z duchem czasów i to z winny władz kościelnych. Czyli ludzi, którzy powinni cały czas poświęcać na próbę zrozumienia swoich wiernych. Niestety naprzeciw zmieniającym się czasom potrafią tylko wystawić arogancję i skostniałość.  Jest to przywara tradycji, ale czy zawsze tak musi być?

niedziela, 22 października 2017

Perełki


Słysząc słowa takie jak szpital, drogi szybkiego ruchu czy pensja nauczyciela odczuwamy głód, zapach odpadającej farby oraz dół (asfaltowy). Natomiast promocja medialna w tym państwie to wręcz ociekający petruzłotówkami interes. Przykład?

Ostatni film promujący miasto Gdańsk za prawie pół miliona złotych. Film trwa zaledwie 2 minuty, a zawiera beznadziejne i tanie efekty komputerowe, pozdrowienie hitlerowskie do średniowiecznego krzyżaka, tandetny piracki statek oraz sztywny taniec nowoczesny.



Dodatkowo, lektor czy też narrator- powtarza ten sam tekst dwa razy. Nie, nie chodzi tu o powtórzenie chwytliwego sloganu ( Week ends in Gdańsk, nie wiem co jest fajnego w końcu weekendu, ale ok...). Chodzi o powtórzenie tego samego monologu, jeszcze raz.

 Celem filmu byli zagraniczni turyści. Przez ponad miesiąc film w wersji anglojęzycznej obejrzało aż 3277 ludzi. Tymczasem recenzję nowego biurka Ikei w jeden dzień obejrzało 137 825 ludzi... Reasumując za budżet tej światowej produkcji, można było nakarmić więcej ludzi niż tylu ilu to obejrzało. Brawo Gdańsk. Naprawdę.

No cóż obejrzeliśmy perłę polskiej promocji medialnej, to może czas na coś bardziej niszowego. Może poezja? Podaję linka do debiutu Pana Morawieckiego.

Morawiecki nowym wieszczem?

Z przykrością muszę przyznać, że Kwaśniewski po kanistrze spirytusu technicznego miał więcej składni w sobie.

Możemy się śmiać, ale te dwa cuda są opłacane z naszych podatków. Miłej niedzieli.



poniedziałek, 16 października 2017

Proza kiszonej kapusty

Zmieniam koncepcję prowadzenia tegoż nieziemsko modnego bloga. W poście poruszać będę parę wątków skrótowo. Nie dość, że taka forma jest modna to jeszcze wygodna i leniwa.
  Chodakowska vs. Wellman

 Ostatnio mignęło mi okiem jakieś wycieczki słowne pomiędzy nimi. Jako osoby mi są dość obojętne. Jednak ich profil medialny przeobraża to w symboliczny konflikt nowego ze starym.

 Nie da się zauważyć, że Wellman istnieje w mediach bo tak i tyle. Nie jest chamska, ale czarująca również. Dowcip przypomina konsystencją przyschnięty ozór wołowy. O umiejętności robienia show nie powiem nic, bo to próżniowy toi-toi.

 W drugim narożniku mamy natomiast sportsmenkę ( sportswomenkę, fizycznie-aktywną-kobietę?). Od zwykłej pani z fitnessu różni się tym, że rzeczywiście osiągnęła sukces i stać ją na implanty. Jej posty są pisane jak przez 12 latkę, która nie da się pokonać takim przeciwnościom losu jak trójka z przyrody. Mniej wnerwiająca od Lewandowskiej ( ale nawet Kaczyński mniej denerwuje od Lewandowskiej, więc to chyba znikomy plus).

 Gdzie jest więc konflikt nowego ze starego? Wellman to figura naszego medialnego Ancien régime. W mediach zostanie już do końca bez względu na to czy będzie oglądała końską pornografię. Przykład? http://www.newsweek.pl/polska/kamil-durczok-wraca-do-telewizji-durczok-poprowadzi-program-w-polsat-news,artykuly,396250,1.html. Jest zastępywalna dosłownie przez każdego, nikomu to jednak nie przeszkadza. Ważne, że jest swoja – koniec kropka.

 Chodakowska zaś musiała budować swoją markę sama, wyczuwać trendy i udawać, że fitness to jej misja społeczna. Plus musiała wypocić objętość Bałtyku na siłowni. Tylko od niej zależy czy nadal się utrzyma na fali. Wystarczy przeoczyć nowy hasztag na insta i klęska murowana. A na jej miejsce jest wiele chętnych.

 Cały ten konflikt wygląda jak lekka zazdrość ludzi, którzy osiągali sukcesy w latach 90-tych wchodząc w tyłek wielkim redaktorom, tym którzy osiągnęli sukces o wiele szybciej wchodząc w tyłek fanom poprzez internet. No cóż...

  Botoks

 Botoks Vegi. Wszyscy sarkają i tupią nogami. Bo zły, bo za wulgarny, bo nie prawda ( nagle brak prawdy w polskim filmie zaczął przeszkadzać?) Zły film to i frekwencja powinna być mała, prawda? Ano nie, bo na ten film poszło już prawie półtora miliona Polaków. Fakty są następujące.

 Polacy lubią filmy – wulgarne, brutalne, o patologii, z seksem, z żartami o seksie, z wulgarnymi żartami, z żartami o patologii. I to się sprzedaje. Bo Vega potrafi robić dobre filmy/seriale, ale to nie jego wina, że hajs jest tylko z takiej kaki.

 Dokładnie tak. To nie on ,a my jesteśmy odpowiedzialni za upadek polskiego kina. Przemysł filmowy nie decyduje o tym co się sprzeda, to akurat nasza broszka. Więc masz dwie opcje.

 Nalej sobie kadarki z biedry, skrytykuj Botoks w necie i poczuj się jak wyrafinowany kinoman. Albo olej ten film i idź na coś co jest inne od tego. Tym sposobem nie będziesz potęgował medialnego szumu, a przy okazji wesprzesz jeśli nie dobry film, to chociaż tendencje do oglądania czegoś lepszego.

niedziela, 25 czerwca 2017

Singiel vs Parka

Czytając kiedyś „Dziesiąta Aleję” Mario Puzo, która traktuje o ubogich Włochach w Nowym Jorku na początku XX wieku, natknąć się można na ciekawy opis panującej tam mentalności.  Otóż ciężarna Włoszka Lucia w wypadku traci męża, przez co samotnie musi wychowywać dwójkę dzieci i martwić się o to trzecie w drodze. Jednak, że była osobą lubianą w swoim otoczeniu, czytelnik mógłby pomyśleć, a tam da radę, pomogą jej sąsiedzi. Nic bardziej mylnego! Oprócz jednych tylko drzwi, inne zostały zatrzaśnięte przed jej nosem. Dość okrutne traktowanie osoby, której sytuacja powinna raczej wzbudzać współczucie. Dlaczego?

Lucia w tych czasach bez mężczyzny była bezbronna, potrzebowała więc jednego, który by się zaopiekował nią i dziećmi. Wszystkie żony z kamienicy wręcz drżały przed tym, że Lucia może im ukraść męża. Zamykały więc te drzwi, nie z okrucieństwa lecz ze strachu. Dopiero po znalezieniu sobie drugiego męża z „zewnątrz” Lucia została znowu przyjęta na łono społeczności z łatką „ już niegroźna”.  Można sobie pomyśleć, no dobra to było ponad 100 lat temu, dotyczyło to specyficznej grupy społecznej, teraz to tak nie jest. Czyżby?
Wojna pomiędzy singlami, a ludźmi w związkach to nie jest sprawa przeszła. To nadal istnieje, funkcjonuje, ale z pewnymi zmianami. Kiedyś rzeczywiście człowiek (zwłaszcza kobieta) nie związany z nikim, był dziwny i zdany na towarzyską łaskę i niełaskę ludzi w związkach. Teraz dzięki rewolucjom obyczajowym internetowym singiel już nie jest ani rzadkością ani człowiekiem przegranym. Przez co ta wojna przybrała bardziej cichy, skryty charakter. 



Przyjrzyjmy się temu konfliktowi z dwóch stron. Na pierwszy palnik kładziemy singla.
Czym się różni bycie kimś związanym, a bycie singlem? Kiedy jesteś z kimś w związku ludzie pytają się o Twoje zainteresowania, cele i inne gnuśne rzeczy. Będąc singlem Twoja osoba jest postrzegana przez ludzi związanych wyłącznie poprzez pryzmat tego, że nikogo nie masz. Możesz naprawdę mieć własne życie, hobby i generalnie brak prawej ręki, a ludzie i tak będą to uzasadniać tym, że nikogo nie masz. Nawet kiedy dostaniesz w głowę pociskiem armato-haubicznym kalibru 200 milimetrów, też zapewne będzie to wina tzw. Niezrzeszenia. Za dużo pijesz? Brak związku. Za dużo siedzisz w domu? Brak związku!
Singiel zazwyczaj spotyka się z paroma typami parek:

Typ pierwszy.

Jedyne co im się udało w życiu to trafić na swoje ryje, zgrabne niczym bryła bunkra. Jest to powód, żeby się wywyższać nad kimś będącym solo. Będą się pytać dlaczego nie możesz sobie nikogo znaleźć (ze źle udawaną troską). Prawdopodobnie będą się macać przy takiej osobie i udawać ludzi sukcesu. W praktyce wygląda to podobnie do Mariana patrzącego pogardliwie w czerwcowym skwarze ze swojej kaszlącej skody na ludzi w nowiutkim klimatyzowanym  tramwaju marki PESA.

Typ drugi.

Znasz ich, każdy ich zna. Para idealna, ociekająca taką słodyczą, że bez dawki insuliny lepiej się z nimi nie spotykać. Każda ich historia to nieprzerwane pasmo bajkowości okraszone perlistymi uśmiechami szczęścia. Mili dla wszystkich, aż do momentu wywołania torsji. Nienawidzą ich single i inne pary. Dla pocieszenia- oni też się nienawidzą, lecz mają duży zapas autokreacji.



źródło:http://www.glamour.com/story/guess-how-many-years-makes-the


Typ trzeci.

To para znudzona, albo tak przerażona swoimi własnymi problemami, że wolą rozwiązywać cudze. Takkk mowa tu o „swatystycznych” swatkach. Mogliby Cię  skoligacić z kulawym dziadkiem z PKP, byleby mówić jakie to oni mają oko do ludzi. Nie mają. Ich algorytm dopasowania opiera się na tym, że taki wolny Krzyś powinien zostać spyknięty z Małgosią, bo też jest wolna! Co z tego, że Krzyś to gwałciciel z podwójnym wyrokiem (co poniekąd tłumaczy jego stan cywilny), a Małgosia to pani prokurator, która stawia go w stan oskarżenia? Miłość jak i głupota tej parki nie zna przeszkód!



Ale zaraz zaraz, coś pisałem o wojnie. A wojna to działania o charakterze obustronnym. Więc jak reagują single na parki? Ano jak zwykle, są różne typy.

Typ pierwszy.

Swoją samotność przeżywa niczym maciora poród. Kwiczy w niebogłosy i przebiera raciczkami. Niby nikogo nie chce, niby jest niezależny i tak naprawdę nawet nie ma czasu na takie dyrdymały. Ma za to czas, żeby udawać, że rzyga jak nawet złapiesz swojego partnera za rękę. Generalnie jeśli jesteś w związku i znasz go to na bank sprawi, że poczujesz się bardziej winny niż Żyd, który przeżył Auschwitz. Kiedy jednak ten typ znajdzie sobie kogoś, zaleje Cię powodzią słodkich zdjęć na fejsie i historiami, które marnują tyle tlenu i Twojego czasu, że powinna się temu przyjrzeć Komisja UE.

Typ drugi.


Człowiek, który po ściągnięciu sobie Tindera zachowuje się jakby napisał, zekranizował i zagrał Niebezpieczne Związki w pojedynkę. Relacje damsko-męskie to jego piaskownica. Do Twojego związku będzie podchodził jak do kundla przywiązanego do budy przykrótkim łańcuchem. Będzie wypominał brak swobody i krzywo patrzył na jakiekolwiek wykonywane  zobowiązania wobec drugiej połowy. Wiadomo on jest w związkach bez zobowiązań! Więc opowiada o swoich nudnych seks przygodach, co do których masz nadzieję, że choć w połowie są zmyślone. Bo inaczej siedzisz z uboższą wersją markiza deSade. Na szczęście po paru głębszych, zdejmuje z siebie płaszczyk seksu w wielkim grajdole i da się z nim normalnie pogadać.


źródło: http://i0.wp.com/filmografen.se/wp-content/uploads/2016/08/Dangerous-liaisons-1989.png




Typ trzeci.


Ni to syngiel, ni to parka, ni to koń. Najczęściej zdesperowana kobieta, choć czasem zdarzają się faceci. Nie może żyć w samotności tak bardzo, że kandydatura gwałciciela Krzysztofa nie jest wcale absurdalna. Coś na zasadzie bije, gwałci, ale jest. Z racji tych powiedzmy „obniżonych standardów” partnerów zmienia często. Zazwyczaj łapie ich na imprezie pijana i całując się wygląda mniej więcej jak napalony Breżniew. Niezmiennie widzisz ją zaryczaną, bo znowu ktoś ją zranił. By już jutro wstawiać na instaDaily-lovereport. Jej poziom głupoty życiowej uzupełnia się z poziomem powtarzalności jej problemów. Czyli szalone koło jednostajnej tragikomicznej nudy.

źródło: http://www.newstatesman.com/sites/default/files/styles/nodeimage/public/blogs_2016/02/brezhnev_honekker_kiss.jpg?itok=gags9kYD

Uroczyście przysięgam, iż znam więcej irytujących typów, ale nie miałem pomysłu  ich opisać. Ale może wy znacie jakieś przykro-komiczne typy singli lub parek? Nie wahajcie się ich zamieścić w komentarzu (chociaż kogo ja oszukuję :D)


niedziela, 5 marca 2017

Polski bigos geopolityczny

Ostatnie medialne burze miałkich gazet i dzienników wokół jeszcze bardziej nic nie znaczących spraw zmusiły mnie do przemeblowania wizji o Polsce. Kraju złożonego z ogółu pogrupowanych jednostek funkcjonujących ze sobą lub, wbrew sobie. Miejscu, w którym zbieżność interesów, wartości czy nawet współdzielenie tego samego języka nie jest możliwe. Pomimo tego wszelkie walki dotyczące wszystkich były prowadzone przez niewielu w kulisowych korytarzach z małą ilością medialnej posoki.

Jeśli spojrzeć na tą sytuację z góry, oczom przedstawi się widok wielkiej przestrzeni poprzecinanej liniami okopów, redut i umocnionych piaskownic, zamieszkanych poprzez plemiona jedynej słusznej racji, tysięcznej z rzędu. Plemiona patrzą niechętnie na siebie, syczą i obnażają zęby, lecz po za tym nic się nie dzieje. Na zachodzie bez zmian.

Źródło:http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2014/08/03/1407105088536_wps_6_World_War_I_English_trenc.jpg

Pomiędzy tymi plemionami istnieje pomarszczona i pofałdowana przez niesprzyjającą historię ziemia niczyja. Mogąca rzecz jasna dać plon narodu różnorodnego, ale i zgranego. Żeby jednak to się stało tysiące niezrzeszonych hord musiałoby odejść od blasku ognisk własnych racji i stanąć karnie pod sztandarem. Prezentującym nie rację, a wartość - dobro wspólne.

Źródło: https://fearless-assassins.com/uploads/monthly_04_2014/post-9911-0-08110400-1396935543.jpg
Sytuacja beznadziejnie stabilna jak i umiarkowanie irytująca. Zamiast drugiej Irlandii wyszedł zakalec transformacji. 

Żeby była jasność opisałem sytuację przed październikiem 2015 roku. Takie było moje odczucie odnośnie ówcześnie istniejącego kramiku, w którym funkcjonowałem i ja.

Wybory te nie zmieniły niczego tak w zasadzie. Po prostu partia zwycięzców przemianowała nazwę "ziemia niczyja" na "ziemia czyjaś", czasem wręcz na "ziemie obiecaną". Lecz to tylko taki toruński osad, który każdy polski żołądek jest w stanie przetrawić. Tu proszę o uwagę, miliony śpiących ludzi w swoich okopach budzi dźwięk towarzyszący zdobyciu nowego terenu. Fanfary i tasiemcze przemowy. "Zaraz, zaraz. Jeśli oni mogą to przejmować, to my pewnie też!"- przebiega myśl przez wszystkie okopy, nie ważne czy te zgrubne czy te wąziutkie niewidzialne dla medialnego oka. Możliwość została ukazana. Ziemie można skolonizować i stworzyć swoją jedynie słuszną wersję państwa.

Efekt?
Masa protestów, marszów przeciwko, za, żeby spłacić czyjeś alimenty, lub opcjonalnie podrzeć komuś łacha. Zaczęło się niewinnie od obrony konstytucji, aborcji, życia, pielęgniarek, nauczycieli, żołnierzy wyklętych. Lista jest długa.

Źródło: http://www.iuve.pl/uploads/pics/do_broni.jpg

Brzmi wzniośle? No brzmiałoby, gdyby nie zauważyć pewnego procesu. Polakom, po prostu zasmakowało wychodzenie na ulice i to już kompletnie bez powodu. Szumna obrona kierowcy pancernego cinquecento z Oświęcimia jest już przeprowadzana jakby to była reinkarnacja Janka Wiśniewskiego (nie żebym z samą ideą się nie zgadzał, bo politycy robią świństwo maluczkim, no ale...). 

Teatr Powszechny został oblężony przez powszechnie oburzonych ludzi o dość nikłym rozeznaniu o życiu teatralnym. Więc skąd się wzięli? Zaczęła działać w szeregach narodowców komórka wywiadu ds. rzeczy teatralnych (czyt. obraźliwych)? Można snuć wiele domysłów, jednak jedno jest pewne z peryferyjnego malowania klatek schodowych w Białymstoku. Narodowcy wkroczyli do stołecznej dyskusji o to co jest sztuką, a co nie. Niedługo pewnie zaczną udzielać się o tym jaki odcień jarmużu jest najzdrowszy, ale do tego jeszcze parę długich wdechów.

Wojenka jak to ma w swoim zwyczaju, toczy się na wielu frontach. Jednym z nich jest wojna o drzewa i poległe wiewiórki. DOSŁOWNIE. Wszystko zaczęło się od tego, że partia oskarżana o bycie dyktaturą (przedwcześnie co prawda) wprowadziła przepisy liberalizującą zarządzanie swoją własnością. Tu powstaje dość duża konsternacja. Opozycja zaczyna się pocić, bo nie może oskarżyć PISu o zamach na wolność, ale hehe od czego jest ekologia? Robimy medialną burzę, że ludzie zarządzają swoją własnością wedle własnej woli i to jest wielkie zagrożenie! Zasiany niepokój podlewamy zdjęciem zdechłej wiewiórki na wyciętym pniu. Jest to jedna zdechła wiewiórka w skali kraju, nie wiadomo czy to z powodu cholesterolu, wieku czy mądrej decyzji, że czas uciekać z tego kraju nie zważając na cenę. Nie ważne, jest to wina PISu. Kurtyna opada.

Fronty można wymieniać. Czy Prezydent jadł pomidora czy kiełbaskę? Skoro prawica ma swoich żołnierzy wyklętych, to lewica gejów wyklętych. Polskie władze chcą zastąpić Tuska-Polaka innym Polakiem. 

Wniosek jest jeden, przestrzeń publiczna Polski została wydarta słomianym elitom przez masy, a one jak to masy, nie wiedzą za bardzo co ze zdobyczą zrobić. Toteż piana z ust lata we wszystkie strony, bo każda z grup społecznych poczuła się jedynym prawowitym właścicielem tejże przestrzeni. Jest to smutne, bo pozwala PISowi montować spokojnie państwo bezprawia. Nastały krótkie i dramatyczne czasy Rzeczypopulistycznej.

A jaką Wy, macie wizję naszego kraju ?