poniedziałek, 17 listopada 2014

Flaro zaświeć mi w ciemnej głowie

Marsz niepodległości, to jest coś. Coś, co mnie nie interesuje, traktuję to jako martyrologiczne zobowiązanie stołecznej Warszawy, która bierze przez to na siebie ciężar zorganizowania tego ogólnonarodowego zgromadzenia łysych pałriotów. Wszystko, po to by reszta kraju mogła cieszyć się tym świętem w kulturalnych warunkach.

Jak zwykle nie obeszło bez medialnych galopów po tym zajściu. Co ciekawe nie padło pytanie do mądrej uczonej socjologicznej głowy: „Dlaczego ktoś wpadł na tak światły pomysł, iż paraliżowanie głównych arterii miasta w dresiwie i wymachiwanie flarami, może być wyrazem gorących uczuć patriotycznych? Oraz, czy taka egzaltacja przejdzie do innych stref życia i wkrótce na trumnę zmarłych zamiast tradycyjnej garstki ziemi, będzie się wrzucać garść petard w ramach ostatecznego pożegnania? „ Padały zaś pytania o uprawnienia policji. Ba, wręcz rozpętano wichurę medialną na ten temat. Z jednej strony, to dobrze. Gdyż policja, jakiegokolwiek państwa jest organizacją o wrodzonych patologiach ( typu daj człowiekowi spluwę i pałę, to ci zdziczeje, jeden mniej drugi więcej), więc nadzór polityczny jak i społeczny jest jak najbardziej na miejscu. Ale, nie w takim stylu jaki ma miejscu w tym kraju.    
    
Odnoszę wrażenie, że pewna część ludzi jak i dziennikarzy wrzuciła policję do jednego wora z ZOMO, MO i SB i próbuje teraz zdemaskować tego komunistycznego zombiaka który jedynie pałuje kwiat tego kraju. Sam nie darzę sympatią polskiej policji jako organizacji, ale bardziej chyba jednak nie trawię pseudo-społecznej kampanii, pozbawionej części merytorycznej, obiektywizmu, ba nawet intelektualnej fasady nie posiada. Doszło nawet do tego, że skandalizuje się warunki zatrzymania posła Wiplera, lecz nikt nie zapyta czemu poseł jak nawalony tur śpi przed klubem. Po co, skoro można katolicyzm zastąpić nową wiarą. Wiarą w to, że wlepić komuś w mordę mogę, ale policja już nie może mi tego zrobić. Rzecz jasna, potrzebny jest nowy symbol. Proponuje  zamiast krzyża, flarę iskrzącą prawdziwym polskim duchem debilizmu.

Z wyrazami, lecz bez szacunku Malkontent

sobota, 8 marca 2014

Ocean mętnej herbaty

Cóż, wiadomy jest chyba wszystkim  fakt, że sezon wakacyjny na Krymie wystartował niespodziewanie  jak jaśmin w zimie. Nagłówki trąbią o Anschluss'ie, Putin nowym Hitlerem, do życia budzą się sowieckie dementory. Nie ważne, egzaltację prasy nawet nie stłumi potok krwi, bo zaraz prasa zacznie krzyczeć, o tym  jak smaczna ta krew jest.

Wręcz, oddycha się atmosferą potępienia i zerowych konsekwencji skulonych w to potępienie. Tylko , dlaczego tak to potępiamy ? Ja rozumiem, Putin zły chciwy i zachłanny. Nie zagrał fair wobec Krymu. Zasada międzynarodowa "ej, tak się nie robi!" została naruszona, ogólny ład został skrzywdzony. Tyle, że najazdy na inne państwa są tak naprawdę normą, praktykowane przez większość państw. Na przykład ? Hm hm hm, a na przykład Polska. Polska? No tak, Polska. Bo czym innym nie nazwać, polskie misje w Afganistanie i Iraku ? To precedensowa okupacja. Najechaliśmy na kraj, który nikomu nic nie zrobił. Fakt, że byli tam terroryści, nie jest wystarczającym powodem. Ci terroryści, nie stanowili jakiegoś wielkiego procentu ludności, nie stanowili żadnej oficjalnej struktury. Niesienie demokracji, też mnie nie przekonuje. Demokracja z greckiego oznacza rządy ludów, a nie "ustrój przyniesiony przez zastępy pancerne". Chociaż, mogę się mylić. Ktoś, może powiedzieć, ale to misja pokojowa. Pewnie moje ograniczenie, nie pozwala mi skojarzyć misji pokojowej jak "lekarze bez granic" z kontyngentem zawodowych  żołnierzy z kałachami.

Po prostu, nie powinniśmy się wybielać. Od XX wieku, niewiele się  zmieniło. Politycy, nadal są okrutni i nie liczący się z życiem. Różnica polega na tym, że teraz zachodni politycy swoje intrygi szyją nitkami szafranu krojonego szwajcarską żyletką. A Putin, a Putin się nie pie...

Tak więc,ten kto nie okupował przez ostatnią dekadę, ten niech pierwszy rzuci sankcją.






sobota, 8 lutego 2014

Wyborne Suczi

  No trochę wolnego czasu, a bagaż frustracji jak zwykle skrupulatnie zapełniony przez rzeczywistość o ułomnym poczuciu humoru. Co gorsza, rzeczywistość w realizacji tego ponurego kabaretu ma energię podstarzałego rockmana z syndromem Adhd, zażywającego amfetaminę i niebieskie pigułeczki zamiennie. 

Zacznijmy , jednak od tego medialnego bolca wsadzanego w każdą możliwą powierzchnie informacji. Jeżeli, nie załapiemy się na informację, że jakiś XY homoseksualista nie jedzie do Soczi ( co mnie jako zagorzałego heretyka w miłości płciowej, bardzo interesuje i wabi, bo cóż mogłoby być bardziej interesującego niż plan podróży homoseksualisty? ), to po ciężkim dniu znoju, łez i tulenia się z masą ludzką w tramwaju, można przejrzeć sobie zdjęcie. Zdjęcie jakichś śmiesznych kotów, czy  wodospadu który zmyje wszelkie troski dnia przebytego, można, by pomyśleć. Jednak nie, to co emocjonuje cały wirtualny świat, to zdjęcie dwóch nieodgrodzonych od siebie kibli, za przeproszeniem. Być, może mam tak patologiczne poczucie humoru, że fuszerki budowlane po prostu mnie nie śmieszą. Bo, tak naprawdę wszystko co nas otacza, to jedna wielka fuszerka. Proszę sobie spojrzeć na społeczeństwo polskie. Nie wiem, kto je zbudował, ale jak Cię złapie to spłoniesz. Więc, temat fuszerki w stawianiu kibli ( jeszcze raz za przeproszeniem), po prostu mnie jakoś nie uskrzydla, ale to pewnie przez  brak duszy poety.

Powiedzmy jednak, że jakoś to przeżyłem, ale tylko powiedzmy, ok ? Bo, tak naprawdę najbardziej irytująca jest procedura przyznawania tych olimpiad ( z uprzejmości, nie powiem już jakich). Z grubsza wygląda to tak, że na raz olimpiada jest przyznawana państwu z paktu „ spoko” , by następną przyznać państwu z koalicji „ masowe gwałty na prawach człowieka”. Oczywiście, w przypadku wybrania państwa od „gwałtów”, nagle jest podnoszony alarm. Bo jak się okazuje w państwie z koalicji „ masowe gwałty na prawach człowieka”, są łamane prawa człowieka. No i się zaczyna. Wpierw są głośne deklaracje „że ja tam nie pojadę”, którym wtórują już nie tak głośne przyjazdy. Później, możemy sobie poczytać, całą analizę uścisku społeczeństwa w tym państwie. I potem debaty, czy olimpiada powinna być. I tu się zapala żarówa, a mianowicie co takiego olimpiada sobą reprezentuje, że jest taką demokratyczna świętością? No, odpowiedź jest bardzo prosta. Pomimo, długofalowego wciskania kitu, że to wyraz miłości międzyplanetarnej równości itd. To olimpiada to tylko bieganina. W hitlerowskich Niemczech , czy Związku Radzieckim można, było biegać. Tak, naprawdę kult sprawności fizycznej był tam realizowany, na serio. A, z tego co mi wiadomo, to wolności tam nie było. Więc jak to tak? Coś co jest wyrazem wolności, jest wręcz pożądane w kraju totalitarnym ? Po prostu sport nie ma sprzyjać poczuciu wolności, sport ma sprawić, że zapomnisz o swojej niewoli i ubóstwie w myśl zasady „chleba i igrzysk”.