poniedziałek, 16 października 2017

Proza kiszonej kapusty

Zmieniam koncepcję prowadzenia tegoż nieziemsko modnego bloga. W poście poruszać będę parę wątków skrótowo. Nie dość, że taka forma jest modna to jeszcze wygodna i leniwa.
  Chodakowska vs. Wellman

 Ostatnio mignęło mi okiem jakieś wycieczki słowne pomiędzy nimi. Jako osoby mi są dość obojętne. Jednak ich profil medialny przeobraża to w symboliczny konflikt nowego ze starym.

 Nie da się zauważyć, że Wellman istnieje w mediach bo tak i tyle. Nie jest chamska, ale czarująca również. Dowcip przypomina konsystencją przyschnięty ozór wołowy. O umiejętności robienia show nie powiem nic, bo to próżniowy toi-toi.

 W drugim narożniku mamy natomiast sportsmenkę ( sportswomenkę, fizycznie-aktywną-kobietę?). Od zwykłej pani z fitnessu różni się tym, że rzeczywiście osiągnęła sukces i stać ją na implanty. Jej posty są pisane jak przez 12 latkę, która nie da się pokonać takim przeciwnościom losu jak trójka z przyrody. Mniej wnerwiająca od Lewandowskiej ( ale nawet Kaczyński mniej denerwuje od Lewandowskiej, więc to chyba znikomy plus).

 Gdzie jest więc konflikt nowego ze starego? Wellman to figura naszego medialnego Ancien régime. W mediach zostanie już do końca bez względu na to czy będzie oglądała końską pornografię. Przykład? http://www.newsweek.pl/polska/kamil-durczok-wraca-do-telewizji-durczok-poprowadzi-program-w-polsat-news,artykuly,396250,1.html. Jest zastępywalna dosłownie przez każdego, nikomu to jednak nie przeszkadza. Ważne, że jest swoja – koniec kropka.

 Chodakowska zaś musiała budować swoją markę sama, wyczuwać trendy i udawać, że fitness to jej misja społeczna. Plus musiała wypocić objętość Bałtyku na siłowni. Tylko od niej zależy czy nadal się utrzyma na fali. Wystarczy przeoczyć nowy hasztag na insta i klęska murowana. A na jej miejsce jest wiele chętnych.

 Cały ten konflikt wygląda jak lekka zazdrość ludzi, którzy osiągali sukcesy w latach 90-tych wchodząc w tyłek wielkim redaktorom, tym którzy osiągnęli sukces o wiele szybciej wchodząc w tyłek fanom poprzez internet. No cóż...

  Botoks

 Botoks Vegi. Wszyscy sarkają i tupią nogami. Bo zły, bo za wulgarny, bo nie prawda ( nagle brak prawdy w polskim filmie zaczął przeszkadzać?) Zły film to i frekwencja powinna być mała, prawda? Ano nie, bo na ten film poszło już prawie półtora miliona Polaków. Fakty są następujące.

 Polacy lubią filmy – wulgarne, brutalne, o patologii, z seksem, z żartami o seksie, z wulgarnymi żartami, z żartami o patologii. I to się sprzedaje. Bo Vega potrafi robić dobre filmy/seriale, ale to nie jego wina, że hajs jest tylko z takiej kaki.

 Dokładnie tak. To nie on ,a my jesteśmy odpowiedzialni za upadek polskiego kina. Przemysł filmowy nie decyduje o tym co się sprzeda, to akurat nasza broszka. Więc masz dwie opcje.

 Nalej sobie kadarki z biedry, skrytykuj Botoks w necie i poczuj się jak wyrafinowany kinoman. Albo olej ten film i idź na coś co jest inne od tego. Tym sposobem nie będziesz potęgował medialnego szumu, a przy okazji wesprzesz jeśli nie dobry film, to chociaż tendencje do oglądania czegoś lepszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz