„Przeczytam 52 książki w 2015 roku” takie fejsbukowe cudo
mignęło mi niedawno przed oczyma. Zapamiętałem to sobie wtedy jako idealny cel
do krytyki i po wgłębieniu się w to zjawisko wiedziałem, że się nie pomyliłem.
W całym tym przedsięwzięciu chodzi o jedną zależność – 52 to
liczba odpowiadająca średniej ilości tygodni w roku. Wychodzi więc po jednej
książce na tydzień. „Przecież to wspaniałe! Tak mało osób czyta książki w
Polsce !” – taką ogólną emfazę wykrzykników można usłyszeć na ten temat. Jak
najbardziej mylną.
Zacznijmy może od źródła tego całego problemu. Struktury
intelektualne tego kraju są w stanie agonalnym. Jak do tego doszło? W pewne
upalne lato 1944 roku naród z entuzjazmem włożył między ostrza nożyc
hitlerowskiej kwiaciarki najpiękniejsze swoje okazy. Oczywiście gloryfikujemy
to zajście jak tylko się da. „Przecież podnieśliśmy broń! Nie tak jak
tchórzliwe Czechy czy Francja!” – takie nastawienie rzecz jasna nie przeszkadza
w narzekaniu, że ponad 50 % Polaków nie czyta, gdy w Czechach nie czyta tylko
17 %, a w Francji 31 %. Tylko ślepy by nie połączył tych faktów.
Mamy powód co dalej robić? Na pewno, nie tego typu akcje.
Autor tego całego zajścia przekonuje, że dzięki temu „ poszerzamy
swoje horyzonty!”. Przykro mi to stwierdzić (albo,
wręcz nie przykro? ), że jest przeciwnie. Czytanie książek na ilość to jedynie
kiszenie się we własnym pseudointelektualnym sosie. Książek nie czyta się na czas ani na ilość.
Nie robi się tego z żadną domeną kultury. Tylko pseudointelektualista mógł
wpaść na tak absurdalny pomysł, że czytając mechanicznie możemy coś z tego mieć.
Książka odda Ci równowartość wkładu emocjonalnego i empatycznego czytelnika, bo
właśnie ten fakt, że potrafiliśmy wczuć się w głównych bohaterów, rozumieć ich
lub potępiać, rozwija nas emocjonalnie, wprowadza w nowe perspektywy, a od tego
miejsca do rozwoju intelektualnego jest już tuż tuż.
Dodatkowym bólem to osoby biorące udział w tej akcji,
wypisujące na jej „ścianie” ilość i tytuły przeczytanych książek. Dla
inteligenta czytanie jest jak oddychanie, więc takie wypisywanie ilości
przeczytanych tytułów wygląda jak afiszowanie się tym, że się oddycha. Brawo.
Lecz cóż, nie ma nic smutniejszego niż głupiec o ambicjach
mędrca.
Napisałem czego nie robić. Więc co należy zrobić ? W zasadzie
to niczego nie można z tym faktem począć. Owszem, przydałoby się zmienić
program nauczania w szkołach z „Obrzydźmy czytanie” na „Czytanie może być
przygodą, ale to Ty musisz w nią wyruszyć”. Lecz do tego byłaby potrzebna kadra
polonistek, która by też nie czytała mechanicznie, a z duszą. Wiem, wiem,
całkowicie nierealne.
Toteż jedynym wyjściem to rodzenie dzieci, dla których
książka będzie jak chłodny powiew górskiego powietrza.