Nie śledzę poczynań polskiej reprezentacji w „nożnej”,
nie wiem nie interesuje mnie to zbytnio, po prostu są słabi jak barszcz z
automatu na dworcu, więc po co ?
Tu pojawia się pytanie, skoro zazwyczaj nie
pamiętam o ich istnieniu, to czemu z tego błogiego stanu nieświadomości muszę
być wyrywany przez wiadomości, jęczenie i skomlenie o ich porażkach?
Jakoś, nie jestem bombardowany lamentem narodowym,
gdy naszym „szczypiornistom” nie wyjdzie. Tak , wiem. O dużo rzadziej im to się
zdarza. W dodatku to nie jest sport narodowy.
Racja, to nie jest „sport” narodowy. „Sport”
narodowy, polega na przewalaniu z kretesem prawie każdego meczu, wymądrzaniu
się przed telewizorem i krzyczeniu „ K*rwa do przodu!” „ K*rwa podaj, k*rwa
podaj!” i tego typu odkrywanie świeżych i finezyjnych sposobów prowadzenia piłki,
następnie i finalnie na wylewaniu uryny na naszych piłkarzy.
Wyłania się następne pytanie? Czego do jasnej nędzy
się innego spodziewaliście? Bo kiedyś, w odległej epoce, jakaś drużyna z
orzełkami na piersi wygrała z Anglią ? To już nie wróci, na pewno nie teraz.
Przecież każdy widzi, że polska reprezentacja z trudnościami by sobie poradziła
na paraolimpiadzie. Zdarza się.
Nie rozumiem po prostu tego fenomenu, przed meczem
wszyscy wręcz kochają całą kadrę, a po meczu nienawiść jak do Niemców w 39’.
Tak, nie może być. Tego nie można nazwać kibicowaniem, z drużyną się jest na
dobre i na złe z całym sercem.
W Polsce jak widać, mamy raczej w tej sferze
symptom surowego tępego ojca, który kocha swojego syna za sukcesy, a za ich
brak, nienawidzi.