sobota, 28 lipca 2018

Kołcz-an-tek

Słowo Kołcz w czasach zamierzchłych, czyli tak z 3 lata temu było dla większości z nas enigmatycznym pojęciem. Jednak Polska ma to do siebie, że jeśli ma do wyboru zaimportować z zachodu technologię jądrową, przepis na nietuczącą coca-colę lub wymyśloną dziedzinę nauki życia społecznego, oczywiście wybierze to trzecie. Bo ładne. Tak, tym się kierujemy bo --> ładne pudełko. Nie patrzymy na skład, gramaturę. Wystarczy metka. Oczywiście, jeśli chodzi o materię odzieżową to w sumie nic wielkiego. Ktoś lubi taką markę, bo potwierdza jego status (kredyt z żyrantem?). No okej, noś se, Tobie nie szkodzi, mi nie szkodzi, dzieciom w fabrykach dzianiny na wschodzie nie... wróćććććć. Generalnie większości to nie robi. W kwestii żywieniowej może to już zastanawiać (ale nie
udawajmy, nasze DNA jest w 98% zbieżne z DNA świni, więc czego się spodziewać?). Ale kiedy dochodzimy do tak zwanego rozwoju zawodowego/personalno-duchowego to no tak, drapiemy się po główce. Serio, czujesz, że się nie spełniasz w życiu (albo wierzysz w instagrama gwiazd i że można wszystko, tylko jakoś Ci się nie udaje). Wykupujesz przykładowo „weekend z coachem”, który pozwoli Ci uwierzyć w siebie? Przez weekend 'jezus' rozwoju personalnego zmyje z Ciebie hańbę poprzedniego życia, wyciągnie z Ciebie Łazarza niewypełnionych KPI-jajów i wykąpie w Jordanie wypełnionych tasków managera. Iście Biblijny weekend się szykuje i to za jedyne 380 Cebulionów! Szkoda, że nie ma takich fitnessowych weekendów, dwa dni i jesteś uformowany jak spod dłuta Michała Anioła! No ale to złudne życzenia, w końcu budowanie form białkowych jest o wiele bardziej czasochłonne niż budowanie prostackich walorów duchowych.

A teraz na serio, zauważam pewien trend w społeczeństwie tutejszym, jak i globalnym. Platformy jak Instagram, FB itd. dały nam możliwość komunikacji z całym światem. Wypisz wymaluj celebryta. Tylko, że kiepsko u Ciebie z celebryckością, masz z tego powodu wyrzuty sumienia. Bo nie biegasz z rana w bawełnianym szarym dresie, jak w każdym amerykańskim filmie. Bo Twoja praca to sposób na utrzymanie, a nie wciąganie kokainy i dawanie rockowych koncertów. Bo tak naprawdę wszystko, co wokół Ciebie jest jak pasek z TVP Info, czyli czysta fantazja w skrajnym, patologicznie zwyczajnym wydaniu. Wymyślony problem? To znajdźmy wymyślone rozwiązanie. Tak powstał coaching. Dziedzina na tyle bezczelna, że totalnie olewa dziedziny nauki: psychologi, psychoanalizy oraz tony recept na valium. Ponieważ oni mają pasję i motywację i w Ciebie wierzą (a raczej w zasobność Twojego portfela). To mi przypomina leczenie gorączki rtęcią w XVIII wieku, co z tego, że pacjent zemrze skoro i tak płaci.

Bądźmy asertywni wobec pewnych trendów i skoro naprawdę czujesz przestój w swoim życiu (czyli jak wszyscy oprócz posłów PIS-u), to odważ się na bycie zwykłym szarym człowiekiem. Wyłącz transmisję danych w swoim telefonie i pieniądze przeznaczone na podwieczorek z coachem przeznacz na noc z przyjacielem/przyjaciółką. Kup wódkę/whiskey/wino i usiądź z osobą, która Cię zna i jest łasa na darmowy alkohol. Ponarzekajcie na swoje problemy (o dziwo się okaże, że nie są to przestoje produkcyjne na poziomie zarządzania przepływami zasobami kreatywności wykonawczej w zakresie działności
półosobowej w Pułtusku). Powspominacie to, co było dobre i obudzicie się z kapciem w mordzie, a wyprawa to łazienki może zająć objętość odysei. Ale obudzicie się sobą, w swoim świecie, który Wy kreujecie. Nikt inny. Szarość też ma swoją tęczę, która ma jedną niezaprzeczalną zaletę. Można ją dotknąć, poczuć, zatonąć w niej wręcz i poznać pragnienia wytworzone nie przez przemysł rozwrywkowy, a przez własne ja, o które coraz trudniej dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz