Następną plagą, która toczy już nawet mniejsze miasta
Polski, godną omówienia to nic innego jak hipsterzy. Każdy z was zapewne
widział owe dziwne stwory. Ich widok zazwyczaj jest nie lada dylematem, bo nie wiadomo czy jest to jakaś zapomniana fala
uchodźców wojennych z Abchazji czy kosmiczni szpiedzy? Tudzież można wysunąć
śmiałą tezę, że są to kosmiczni szpiedzy przebrani za uchodźców z Abchazji.
Lecz to by było chyba zbyt alternatywne, nawet na hipstera.
Skąd oni u diaska się wzięli? Cóż, większość historyków jest
zgodna co do tego, że początki swoje początki mieli w kulturze ajfonskiej. Jak
sama nazwa wskazuje, głównym bożkiem tejże kultury jest ajfon, im wyższe było
ponumerowanie personalnego bożka tym lepsza pozycja społeczna posiadacza.
Specjaliści wciąż są podzieleni co do dokładnego znaczenia numerów, lecz są
mocne przesłanki, by wierzyć że od numeru 1 do 2 zawierali się Pastuchowie z
nizin szerokiego plebsu, w przedziale 3-4 prowincjusze, acz o dobrych chęciach,
zaś od 5-6 światli prorocy stylu i smaku.
Niezależnie jednak od statusu, wszyscy ajfonowicze byli
zobligowani do składania ofiar swemu bóstwu. Oprócz oczywistych datków
pieniężnych bóstwu należało składać obrazki utrwalonych scen ze swojego życia.
Potocznie nazywane zdjęciami lub fotami. Historycy zajmujący się kulturą
ajfońską są zgodni co do jednego, że każdego z nich zostawiła żona z dziećmi i
psem, gdyż materiał badawczy dotyczący ofiar – tzw. zdjęć jest tak ogromny, iż
czasu mają tylko na wymianę sobie kroplówki raz na 3 dni.
Dzięki pracy archiwalnej już teraz możemy wydzielić główne
typy obrazkowych ofiar. Pierwszym i najczęstszym typem jest obrazek samego
siebie, oczywiście ubiór, mimika czy otoczenie muszą wykazywać, że pojęcie
gustu i estetyki wyplułeś z mlekiem matki (bo nie było sojowe). Drugi typem
to udokumentowanie tego co żresz, musisz
wszystkim pokazać jak pięknie potrafisz okrasić listkiem mięty i kiełkami
przepis z Onetu na tosty z serem. Dla tych, którym status społeczny nie pozwala
na tego typu zabawy biedaków, pozostaje dokumentowanie tego co się je we
wszelkich modnych knajpkach. Na deser
zostawiłem sobie trzeci typ – jest to pokrótce pokazanie, że jesteśmy solą tej
ziemi i nasz artyzm oraz odczuwanie bólu są tak przenikliwe, że wyprzedziliśmy
dwie epoki nie wrzucając nawet biegu. Brzmi dumnie, lecz jak to sprawnie i bez
żadnego wysiłku przeprowadzić?
Wpierw trzeba pokazać, że cierpimy i w zgiełku bezsensu
opieramy się o ściany splecione z cyjankowego upadku. Czyli obowiązkowa fota
biurka, a na nim widniejąca do połowy opróżniona butelka wina/whiskey, dodatki
typu winyl i książka, która wygląda jak pamiętnik starego Żyda i voila! Dla
bardziej wytrawnych graczy będzie to tylko dowód na to, że jesteśmy zwykłymi
miejskimi chlorami, którzy zalewanie się w trupa kadarką za 9,98 uważają za
czynność wystarczająca by funkcjonować w świecie sztuki. Mogą to nawet nam
napisać, tym lepiej, przecież każdy artysta jest niezrozumiały. Teraz już z górki, bo wystarczy zapodać jakimś
niezwykle wyszukanym cytatem jakiegoś super
off-undergroundowego-vege-chilli-piri pisarza, ale od biedy starczy Bukowski,
do cytatu dodajemy wysmakowane zdjęcie starego krzesła (musi być czarno-białe,
podnosi nietuzinkowość przesłania, mongolscy czempioni nauki potwierdzają ). I
już możemy czuć się pełnoprawnymi członkami potępionej bohemy.
Prawda jest taka, że grupa tych ludzi to żaden nowy oryginalny
nurt, tylko powtórka z dekadencji i to w sensie dosłownym, bo rzeczy tworzone w
tamtym okresie są tylko o poziom lepsze od tych tworzonych dziś i to pewne
tylko za sprawą lepszego wykształcenia elit na początku XX wieku. Dodatkowo,
obie te grupy nie wiadomo czemu uzurpowały sobie tytuł bohemy, bo żeby się upić,
naćpać i wylewać z siebie wielosylabowe
słownictwo nie tylko po polsku, nie jest wymagany intelekt, a tylko specyfik o
odpowiedniej mocy i słownik. Lecz tak jak sto lat temu, czasy popularności
takiej ciemnoty odprawiło w niepamięć twórczość ludzi
prawdziwego pióra takich jak Tuwim, Szymborska czy Leśmiana, który nie poddawał
się temu co modne na rzecz tego co piękne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz